postęp w kulturze i teatrze
Kategorie:

Efekty specjalne stosowane w sztukach teatralnych

Avatar
Opublikowane przez DOM MUZ

Powszechnie sądzi się, że efekty specjalne są zarezerwowane wyłącznie dla sztuki filmowej bądź gier komputerowych. Wykorzystanie ich w teatrze, gdzie wszystko rozgrywa się na żywo, przed czujnymi oczami widzów, to ogromne wyzwanie. Pomimo tego twórcy spektakli korzystają z nich od dawna, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że od stuleci. Co prawda przedstawienia teatralne w starożytnej Grecji były niezwykle ubogie, opierały się na oszczędnej i niewyszukanej scenografii zgodnie ze współczesnymi warunkami, korzystano z niewielkiej ilości prostych rekwizytów, a wśród nich największą rolę grały maski, starannie i szczegółowo wykonane, odzwierciedlające emocje bohatera. Ale to właśnie wtedy, ponad 2000 lat temu, po raz pierwszy w teatrze pojawiły się elementy, które możemy określić efektami specjalnymi – zapadnie, platformy na kółkach, mechanizmy unoszące aktorów w powietrze bądź opuszczających na scenę, poruszające się konstrukcje. Filmów i gier jeszcze wtedy nie znano, więc może to właśnie teatr dał początek istnieniu efektów specjalnych?

9 maja w Barbican Theatre w Londynie miałam okazję obejrzeć spektakl Obsession reżyserowany przez Ivo van Hove’a. Przedstawienie było adaptacją filmu z 1943 roku o tym samym tytule. Fabuła rysowała się dość szablonowo – była to opowieść o romansie pomiędzy młodą mężatką a mężczyzną, który w poszukiwaniu pracy podróżuje po świecie. Uczucie popycha ich do zbrodni, a potem stopniowo w stronę szaleństwa, obsesji – jak głosi tytuł. To jednak nie treść spektaklu wywarła na mnie największe wrażenie, lecz właśnie efekty i scenografia, o jakie zadbali twórcy widowiska. Była ona starannie przemyślana, minimalistyczna i funkcjonalna – na scenie nie znajdował się ani jeden zbędny przedmiot. Centralną część zajmował wrak samochodu umieszczony na specjalnym podnośniku. Mógł poruszać się w dół i w górę, do samego sufitu; ponadto wyrzucał z siebie kłęby gęstego dymu. Jego uruchomieniu zawsze towarzyszyły ostre, przeszywające światła stroboskopowe. Po prawej stronie znajdowała się wanna, do której woda lała się prosto z kranu. Nie był to może element tak efektowny jak projekcje na ścianach czy poruszające się platformy, lecz i tak wywołał zaskoczenie – nieczęsto spodziewamy się strumieni prawdziwej wody, kałuż na deskach sceny i ociekających kroplami aktorów. To, co rozgrywało się na żywo, było tylko częścią przedstawienia. Drugą połowę stanowiły obrazy wyświetlane na ścianach, tworząc interaktywne tło i otoczenie. Ukazywały twarze aktorów w zbliżeniu, przepełnione emocjami, zmysłowe animacje, czasami tylko barwy. Projekcje były bardzo dynamiczne, zdawały się pulsować, otaczać aktorów ze wszystkich stron. Jednak zdecydowanie największe wrażenie wywarło na mnie podłoże, które w tej sztuce zdawało się żyć własnym życiem. Fragmenty nawierzchni, które przesuwały się jak bieżnia kiedy aktorzy po nich biegli, utrzymywały ich ciągle w tym samym punkcie. Widzieliśmy ich zmęczenie, wysiłek który wkładają w ucieczkę, a jednak wciąż pozostawali w jednym miejscu. Zachwyciły mnie też piękno i realizm, z jakimi twórcy zdecydowali się ukazać morze. Duża platforma, a w zasadzie część podłogi, otworzyła się jak pokrywa kufra, odsłaniając ciemny i głęboki dół. Jednocześnie na spodzie uniesionej platformy wyświetlono projekcję oceanu – ciemne, targane wiatrem, spienione fale. Dawało to wrażenie ogromu i potęgi morza, szczególnie w zestawieniu ze skromną posturą aktorów. Scena jakby powiększyła się kilkukrotnie, a obraz był tak realistyczny, że spodziewałam się poczuć za chwilę wilgotną bryzę na twarzy. Uczestniczenie w spektaklu Obsession było dla mnie surrealistycznym i nadzwyczajnym doświadczeniem.

Nie jest to pojedynczy przypadek wykorzystania efektów specjalnych w teatrze. Polita w reżyserii Janusza Józefowicza, pierwszy na świecie musical, którego nieodłącznym elementem są projekcje w technologii 3D to spektakl, który warto podać jego przykład w kontekście omawianego przeze mnie problemu. Przedstawienie jest unikatowym połączeniem teatru i filmu, stworzonym na podstawie biografii jednej z największych gwiazd kina niemego – Poli Negri. Zdaję sobie sprawę, że może to być eksperyment szeroko krytykowany przez odbiorców za swoją nieszablonowość; nie mniej uważam, że obie sztuki, nawet połączone w jedno widowisko, nie szkodzą sobie nawzajem, za to wnoszą coś oryginalnego i nowatorskiego. W Policie aktorzy żywego planu grają w wirtualnej trójwymiarowej scenografii. Dzieje się to dzięki wizualizacjom 3D wyświetlanym na ekranie znajdującym się za nimi. Za sprawą najnowocześniejszych technik animacji komputerowych i licznych prób oraz treningów, żywi aktorzy stają się częścią wirtualnej rzeczywistości. Czyni to cały spektakl jednym wielkim efektem specjalnym.

Przykładów można by wymieniać wiele. W Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie, podczas przedstawienia Deszczowej Piosenki na scenie padał prawdziwy deszcz. W musicalu Alladyn aktorzy byli unoszeni nad sceną na specjalnie zaprojektowanym dywanie. Takich spektakli jest więcej, a efekty specjalne stają się coraz bardziej nowoczesne i zaskakujące. Nie wydaje mi się, aby było to zagrożenie dla tradycyjnych przedstawień, w których nie wykorzystuje się technologii. Pewne jest natomiast to, że efekty będą się rozwijać i jeszcze niejednokrotnie zaskoczą widza połączeniem rzeczywistości, iluzji i świata wirtualnego.

Dodaj komentarz